Artkuł ukazał się oryginalnie w magazynie "Projektor" Od poezji absurdu do romantyczności. Angielskie przekłady wierszy Elektybałta z „ Cyberiady” Stanisława Lema. 1. Przekład „Cyberiady” i korespondencja autora z Michaelem Kandelem. „Cyberiada” jest zbiorem krótkich form prozatorskich, których głównymi bohaterami jest para genialnych konstruktorów – wynalazców, podróżujących po różnych planetach: Trurl i Klapaucjusz. Ci poszukiwacze szczęścia, przygód i godziwej zapłaty są jedną z typowych dla literatury par nierozłącznych kompanów, wiecznie rywalizujących i sprzeczających się [1] , tak barwnych, że trudno oprzeć się wrażeniu, że obcujemy z opisem ludzi z krwi i kości. Wojciech Orłowski w biografii pisarza pozwala, jak sam przyznaje, ponieść się wyobraźni i wysuwa – dość prawdopodobnie brzmiącą – tezę, że para ta miała swój pierwowzór w relacji Lema z jego przyjacielem Janem Błońskim [2] . Rzecz rozgrywa się w świecie, w którym sztuczna inteligencja opanowała Ws
Mieszkając w Kielcach całe życie, człowiek nie wie, co to widnokrąg. Gdzie się nie obejrzysz, w niedużej odległości od ciebie wyrasta pagór, i nie wiesz, czy jak się wespniesz, sięgniesz nieba, czy wchłonie cię bezkres przycupniety z drugiej strony. Pewnie dlatego tak przyciąga nas morze - absolutne przeciwieństwo naszych krajobrazów... Kielecka premiera adaptacji powieści Myśliwskiego była obcowaniem z widnokręgiem - najlepszym, jakie mogło spotkać kielczanina. Adaptacja alinearnej opowieści o - pozornie banalnej - przemianie chłopca w mężczyznę jest obrazem uniwersalnym. Oczywiście, powyższy opis treści książki jest karygodnym uproszczeniem, ale jeśli ktoś pragnie pogłębienia tematu, literatura dotyczącą powieści jest obszerna. I będzie dobrym wstępem do odbioru spektaklu, ponieważ jego twórcy wykazali się (dla mnie na szczęście) wielką lojalnoscią wobec pierwowzoru. Ta adaptacja jest według mnie wiernym przekładem intersemiotycznym, tekst oryginału jest w centrum spektaklu, zost
(recenzja spektaklu) Powroty są zawsze ciekawe. Taki też był powrót do Teatru im. S. Żeromskiego – po przerwie spowodowanej zmęczeniem propozycjami placówki i niechęcią wobec reżimu sanitarnego, z którym teatr mi się kojarzył, z niecierpliwością czekałam na premierę. "Kilka opowieści z Islandii" reklamowano jako spektakl jubileuszowy przygotowywany z okazji 145-lecia istnienia kieleckiej sceny dramatycznej. I dobrze się stało, że zamiast jakiejś lokalnej wiwisekcji zaprezentowano nam tych kilka historii o ludziach, dla których punktem zbornym jest pobyt na Islandii. Choć trudno byłoby mi nazwać je w pełni uniwersalnymi, odsłaniają one rąbka tajemnicy o kondycji człowieka. I stanowią miły punkt wyjścia do jubileuszowych przemyśleń. Dobrze się też stało, że jubileuszowy spektakl reprezentuje mimo wszystko teatr dramatyczny, statystycznie mocniej reprezentowany na przestrzeni dekad. Oczywiście nie w najbardziej ortodoksyjnej formie kompozycyjnej, o nie – z tą twórcy wc
Komentarze
Prześlij komentarz