Rzecz o wojnie trojańskiej, czyli każdy musi kiedyś wyruchać Szekspira (który przecież Homera wychędożył), Porcelanko….? Spodziewałam się gorszego – współczesne spojrzenie na tekst dramatyczny, tak zwany nowoczesny teatr, nagrody, festiwale, aplauz – nie wróżą dobrego odbioru takiej „konserwie”, jak ja. A fakt, że spektakl osnuto na kanwie Szekspira może jedynie zaniepokoić oddaną czcicielkę dramaturga ze Stratfordu. Jedyny eksperyment na „Troilusie i Kresydzie”, jakiego pragnęłam doświadczyć, to ten z londyńskiego The Globe Theatre, gdzie wystawiono sztukę z oryginalną siedemnastowieczną wymową. Ale nie ponowoczesnej szopki o upadku wartości… Nie było tak źle. Po pierwsze, nic tu nie jest takie oczywiste. Zadziwiająco dużo Szekspira ostało się w tym spektaklu – w tym przydługie monologi greckich bohaterów, męczące dla usadzonych na niewygodnych deskach widzów (jak wytrzymywała to gawiedź stojąca kilka godzin w londyńskim teatrze, nie wiem). Nie dziwi natomiast sam wybór ...