Umrzeć ze śmiechu (recenzja)
Dear Mary
(recenzja spektaklu UMRZEĆ ZE ŚMIECHU w reż. Mirosława
Bielińskiego, teatru Tetatet https://www.teatrtetatet.pl/)
Droga Mary,
Już drugi raz w
swojej karierze recenzenckiej piszę list do bohatera spektaklu. Wiem, powtarzam
się, ale naprawdę szkoda by było, żebyś nie dowiedziała się, jak tam ta Twoja
stypa poszła w Kielcach.
Kochana, nie musisz
się o nic martwić. Wiem, jesteś, pardon, byłaś, maniaczką planowania. Jednak,
nie zaplanowałabyś tego lepiej jak zrobili to ci wariaci zaangażowani w
poczęcie stowarzyszenia i niezależnego teatru, którzy na swoją pierwszą
premierę wybrali właśnie historię Twoją i Twoich przyjaciółek (choć może Ty ich
właśnie zaplanowałaś [?]). Muszę Ci się przyznać, że szłam zaniepokojona na
spektakl. Nie jestem miłośnikiem komedii. Raczej nie. I faktycznie, mam
odmienne poczucie humoru od większości. Zazwyczaj jestem zażenowana, kiedy inni
się śmieją. Wyznam Ci jednak po cichu, bo wiem, że zabierzesz to ze sobą do
grobu, że lubię „Dwóch i pół” czy „Teorię wielkiego podrywu” a najbardziej boki
zrywam na brytyjskich sitcomach. Kiedyś był taki. „Absolutely Fabulous”.
„Absolutnie fantastyczne” – o dwóch wariatkach, które Tobie przypadłyby do
gustu. I choć faktycznie na kieleckiej premierze nie chichotałam czasem w tych
momentach co większość zadowolonej widowni, to niejeden raz zaśmiewałam się do
łez .
Ale wróćmy do
planowania, które doprowadziłaś do perfekcji. Teatr niezależny to teatr widza.
Krytykami sali nie zapełnisz. Ani kasy. A od jakiegoś czasu wizje wielkich
twórców i krytyków rozlazły się okrutnie z potrzebami widza. Znam mnóstwo
inteligentnych, wykształconych osób, zajmujących poważne stanowiska, które
mówią: „Ja łamać sobie głowę i wysilać intelektualnie, tudzież stresować muszę
się w pracy; od teatru oczekuję relaksu, niezobowiązującej gierki słownej,
historii, nad którą nie trzeba się nadmiernie skupiać, żeby wczytać się w
intencje autorów i nie chcę, żeby ktoś się nade mną pastwił psychicznie.”
Szukają ROZRYWKI. I taka przyciągnie ich do teatru. A napływ widza zapewni
niezależnemu teatrowi istnienie. I tu punkt pierwszy dla Teatru Tetatet – opowieść
o Twoich przyjaciółkach i ich reakcji na Twoje odejście w zaświaty to historia
z gatunku: „znacie? – to posłuchajcie”. Wiemy od początku, że nagła śmierć
spowoduje w przyjaciółkach przewartościowanie postaw i priorytetów, spodziewamy
się jakie zwroty akcji mogą nastąpić (no, przynajmniej mnie niewiele
zaskoczyło). Jednak właśnie dlatego chcemy to zobaczyć jeszcze raz. Szkoda, że
nie widziałaś uśmiechniętych twarzy na widowni.
Mówiąc o uśmiechach,
trudno jest napisać zabawny tekst. Żeby oprócz humoru typu slapstick zadowolić
też widza, który niekoniecznie śledzi z zapartym tchem zawiłości intrygi, którą
zafundowałaś przyjaciółkom, ale doceni ciętą ripostę, nieporozumienie
wynikające z niezrozumienia lub odmiennej interpretacji słów. Będzie się bawił drwieniem
z postaw, reprezentowanych przez bohaterów. I tu, moja droga Mary, zdejmij z
głowy kapelusz przed tłumaczką (Bogusława Plisz-Góral), która umiejętnie przemieszała
realia anglosaskie z rodzimymi. Tłumaczenie dramatu przecież stawia przed
twórcą przekładu wyzwania nieznane tłumaczowi literatury drukowanej. Tekst musi
czasem zrezygnować z dosłowności na korzyść trzymania napięć i tempa sceny,
humor dialogów musi się ujawniać w chwili wypowiedzenia na scenie a nie po
wnikliwej analizie tropów. I w tym tekście słychać było, że autorka adaptacji
na język polski ma doświadczenie i warsztat w tej dziedzinie sztuki.
Polubiłabyś tę kobietę, Mary.
Być może zastanawiałaś się przed premierą,
jeśli doszły do Ciebie o niej słuchy, czy sala Kongresowa udźwignie zadania
stawiane przed sceną teatralną. I tu znowu punkt za dalekowzroczne planowanie.
Spektakl nie stawia jakichś wygórowanych wymagań odnośnie miejsca, gdzie jest
wystawiany. Nie ma w nim fajerwerków, skomplikowanych multimediów,
zmieniających się scenografii. Historię Twoich przyjaciółek charakteryzuje
klasyczna jedność miejsca i czasu. Scenografia (Bożena Kostrzewska), choć w
detalach prezentuje mieszczański salon, jest łatwa do przeniesienia i
rozstawienia w każdym miejscu. Taki spektakl – a pamiętasz, że to niezależna
inicjatywa – może być wystawiony w dowolnym miejscu. Nie musi czekać na widza –
może do niego pojechać. Czy taki pomysł nie jest świetny. Mary?
Na koniec opowiem Ci
o odtwórcach ról. Nie znałam Twoich koleżanek, ale aktorki, które je odtwarzały
(Teresa Bielińska, Ewa Pająk, Beata Pszeniczna), wykreowały niezwykłe ciepło
wokół swoich bardzo ludzkich postaci. One
i aktorzy grający pozostałych bohaterów (Magdalena Daniel / Wiktoria
Kulaszewska, Andrzej Plata / Adrian Wajda) budzili sympatię, jaką czujemy do
osób poznanych dawno temu. Zasługa to ich talentu i warsztatu, ale chciałam
jeszcze przed Tobą pochwalić ruch sceniczny i choreografię (Małgorzata
Ziółkowska). Szczególnie żywiołowa scena tańca nawet umarłego postawiłaby na
nogi (nie bierz tego do siebie, Mary).
Musze kończyć, moja
droga. Spoczywaj sobie w pokoju. W Kielcach wszystko jest pod kontrolą.
Twoja
Agnieszka
PS: Na premierze
byłam w czerwonej sukience i ulubionych wielkich kolczykach 😉
Komentarze
Prześlij komentarz