Recenzja "Kordiana"
…Pręż swój młody duch…
Co
jeszcze można napisać o „Kordianie”, najnowszej propozycji Teatru im. Stefana
Żeromskiego w Kielcach, kiedy już tyle napisano o samym koncepcie reżyserskim,
o wprowadzonych do tekstu skrótach, o dodaniu do dwustuletniego dramatu nowych
warstw czasoprzestrzennych – Katynia, współczesnej Polski w kontekście
stosunków z Rosją i Zachodem? O wspaniałych kostiumach, sugestywnej
scenografii, hipnotyzującej i świetnie zaśpiewanej muzyce Zbigniewa
Koniecznego, wielowymiarowym aktorstwie… Pozostaje spisać subiektywne impresje,
jakie ta nowoczesna, choć w przeciwieństwie do innych współczesnych propozycji
teatralnych - czytelna, adaptacja rodzi.
Czytelność
jest dziś ponowocześnie odczytywana jako słabość inscenizacji. Im ciemniej, tym
lepiej – widz będzie się czuł na tyle głupio (Foucault pisał o opresyjnym
charakterze definicji szaleństwa czy głupoty w naszych czasach), że raczej
zmilczy swoje niezrozumienie przekazu, niż podważy jego zasadność, lub wytknie
jego brak. W tym przedstawieniu widać dogłębne zbadanie i zinterpretowanie
materii wyjściowej i konsekwentne przeniesienie przekazu w realia zapętlone
gdzieś w kole wiecznego powrotu. Postać Winkelrieda, choć nam przyćmiło ja
widmo franka rodem z tegoż kraju, staje jak ostrzeżenie – po raz kolejny wielcy
Europy chcą na naszej piersi zatrzymać napór wroga, jak w 1944 dać sobie czas
na przegrupowanie sił i lepszy start w negocjacjach.
„Kordian”,
skazany na banicję niepolityczny narwaniec, bohater bryków licealnych, powrócił
na deski naszego teatru - w dobrym stylu. Dzięki inscenizacji wyreżyserowanej
przez Piotra Szczerskiego udowadnia, że jest lekturą szkolną, która śmiało wykracza
poza salę do polskiego, że może jeszcze nakarmić wyobraźnie i – kolokwialnie
ujmując – namieszać w głowach. Skonfundowanie malowało się na twarzach widzów
wychodzących z premiery. Dręcząca myśl, że skoro nasze twarze były ostatnim
obrazem przed zapadnięciem kurtyny, to chyba pora na NAS - dopisać część drugą…
Co dla
mnie jest ważne w „Kordianie”? Kiedyś napisałam jednozdaniowy wiersz:
mój strach przed
moją niepełnosprawnością
która jest zasiana najgorliwiej
w moich szarych meandrach
moją niepełnosprawnością
która jest zasiana najgorliwiej
w moich szarych meandrach
dotyczy
niemożności odbierania życia
i że
nie każdy jest
równie upośledzony
i że
nie każdy jest
równie upośledzony
Myślę,
że Kordian (jak ponoć znaczny procent populacji) cierpi na podobną przypadłość.
W dramacie dwa razy nie udaje mu się odebrać życia: sobie i carowi. Na scenie
ma miejsce tylko nieudane zabójstwo - zamach. Za to, zgodnie z sugestią
reżysera, nie tylko Kordian, ale i inni współobywatele chętnie oddają życie za
innych, za ojczyznę, za Pałacyk Michla. Co ich motywuje? Kordian, natchniony
przez szatana, po kartezjuszowsku wierzy w moc myśli i zmyśliwszy sobie receptę
na życie (śmierć) prawdziwie wierzy w (choć może sobie tylko wmawia) możliwość zamiany
jej w działanie. Upadek przed sypialnią cara odbiera sens ofierze, jaką ma na
koniec złożyć ze swojego życia. Zamiast czynu opiewanego w pieśniach, anonimowy
grób. Ofiara Powstańców Warszawskich jest, co prawda, opiewana, ale jej sensowność
jest powszechnie podważana.
Ofiara i
służalczość to dwa lejtmotywy przedstawienia. Ofiary, jak w „Mistrzu i
Małgorzacie”, są zamykane w wariatkowie, a zgięci wpół sługusi obcego systemu
wiwatują zza kartonowych głów współczesnych polityków. Zasypywani stronami
Gazety i ogłupieni pulsującym obrazem z ekranu telewizora, obywatele pomachają
szabelkami, kiedy im się każe a potem grzecznie wrócą na szpitalne łóżka. Tylko
Kordian wyrywa się przed szereg, mimo przestróg, decyduje się na drastyczny
krok, wierząc, że JEMU uda się osiągnąć sukces. Co prawda bohater wyłania się z
kotła z pogiętej blachy, w którym diabły mieszają wywar olbrzymimi
pentagramami, przypominającymi archaiczne mikrofony, ale jest raczej kolejną ofiarą
manipulacji niż współodpowiedzialnym. Zło jest atrakcyjne, postaci szatanów i
czarownic w kostiumach przypominających uniformy motocyklistów (czyżby prorocza
wizja przejazdu Nocnych Wilków?) i heavy-metalowych muzyków budzą, może nie
sympatię, ale w jakiś sposób imponują. Podobnie my dziś, jak zahipnotyzowani
naśladujemy celebrytów, bez zastanowienia łykając to, co nam o nich podsuwają
popkulturowe media, nie podejrzewając, że błahe informacje skutecznie rzeźbią
nasz światopogląd. Sam car w putinowskim garniturku i jego brat, szczególnie
ten ostatni, są tacy… ludzcy, pełni przywar, ale nie ucieleśniają zła
absolutnego – ot, władza… I tylko czasem z głębi szarych meandrów słychać
stłumione pytania.
Pytania…
„Czy
lepiej, kiedy jest król? Czy kiedy go nie ma?...
Pytanie,
które samego diabła w kozi róg zapędza padło na scenie w bardzo ważnym dniu.
Nie chodzi mi o rocznicę Konstytucji, ani o zbliżające się wybory prezydenckie.
W Wielkiej Brytanii urodziła się księżniczka, drugie dziecko drugiego w kolejce
do tronu – i ta elektryzująca wiadomość zdominowała poranne media… Oczyma
wyobraźni widzę polskie rodziny przed telewizorem, z radością omawiające te
narodziny przy świątecznym śniadaniu, jak bohaterowie przedstawienia
komentowali z nabożeństwem koronację w Warszawie. Bo kochamy koronowane głowy,
polskie, rosyjskie, a choćby i bez korony, ale z porównywalną władzą… Choć pospadały
kiedyś głowy europejskich monarchów z gilotyny , poległy dynastie pod kulami
plutonu egzekucyjnego – ale my tacy sami, prawda? Tłum wiwatował, gdy car się
królem ogłaszał, tłum wiwatował 3. maja przed Pałacem Buckingham. Władza –
hipnotyzuje, zniewala umysły, ale i korumpuje. Czy pozbycie się króla daje
szanse na realne zmiany? Co by było gdyby Kordian nie padł pod drzwiami
sypialni? Czy stałby się kolejnym carem? Czy ‘pierścień władzy’ zamieni każdą
duszę w czarny kamień? Czy potrafimy rządzić się sami? I jeszcze… Czy „Kordian”
portretuje słabości tylko naszego narodu? Co napisałby Słowacki w drugiej części?
Co tak naprawdę my powinniśmy zrobić, jak zapisać pozostawione przez wieszcza
puste stronice? I wreszcie: czy warto było „Kordiana” przenosić na scenę?
Przynajmniej to ostatnie pytanie mam odpowiedź. Warto.
KORDIAN
Juliusz Słowacki
inscenizacja i reżyseria Piotr Szczerski
muzyka Zygmunt Konieczny
scenografia Jerzy Sitarz
współpraca Iwona Jamka i Tomasz Smolarczyk
wizualizacje Michał Jankowski, Przemysław Brynkiewicz
reżyser świateł Damian Pawella
przygotowanie wokalne Beata Wojciechowska, Łukasz
Mazur
ruch sceniczny Beata Wojciechowska
Premiera: 3 maja 2015
OBSADA
Kordian – Mateusz Rzeźniczak ( PWSFTviT Łódź)
Car - Wojciech Niemczyk
Wielki Książę Konstanty - Krzysztof Grabowski
UPADŁE ANIOŁY: Imaginacja - Wiktoria Kulaszewska, Strach - Beata Wojciechowska, Gehenna - Łukasz Pruchniewicz, Astaroth - Artur Słaboń, Mefistofel - Adrian Wajda, Szatan - Dawid Żłobiński
PACJENCI ZAKŁADU - Teresa Bielińska, Beata Pszeniczna, Zuzanna Wierzbińska, Mirosław Bieliński, Marcin Brykczyński, Janusz Głogowski ,
Dozorca – Edward Janaszek
Ochrona Cara - Edward Gola, Wiesław Jas, Andrzej Siuda, Lech Sobura
Car - Wojciech Niemczyk
Wielki Książę Konstanty - Krzysztof Grabowski
UPADŁE ANIOŁY: Imaginacja - Wiktoria Kulaszewska, Strach - Beata Wojciechowska, Gehenna - Łukasz Pruchniewicz, Astaroth - Artur Słaboń, Mefistofel - Adrian Wajda, Szatan - Dawid Żłobiński
PACJENCI ZAKŁADU - Teresa Bielińska, Beata Pszeniczna, Zuzanna Wierzbińska, Mirosław Bieliński, Marcin Brykczyński, Janusz Głogowski ,
Dozorca – Edward Janaszek
Ochrona Cara - Edward Gola, Wiesław Jas, Andrzej Siuda, Lech Sobura
Komentarze
Prześlij komentarz