Dzika Kaczka - Teatr im. S Żeromskiego w Kielcach
Utopić dziką kaczkę (recenzja)
Utopić
się — gdy pan pojmie, że to może iść od „utopia”, zrozumie pan lepiej
czarnowidztwo wielu futurologów!
Stanisław Lem
Siedząc na widowni
naszego teatru, oglądając inscenizację klasycznej sztuki Ibsena o jednostce
pragnącej zbudować dla innych lepszą przyszłość na gruzach ich dotychczasowego
świata, nie mogłam wyrzucić z głowy powyższego cytatu. Nawet nie siliłam się na
rekonstrukcję interpretacji, która mogła powstać w głowie widza współczesnego
dramaturgowi. Zbyt wiele przeczytałam tekstów
o nowej hermeneutyce, których autorzy, jak choćby George Steiner,
przekonują o bezcelowości takich kroków. Gdzieś z tyłu głowy kołatały mi się
szkolne wykładnie tej lektury licealnej. O burżuazyjnym świecie zbudowanym na
fałszu, który musi zostać skruszony, gleba pod nim wzruszona, żeby zasiać
ziarno nowego wspaniałego świata. Ofiary zatem są nieuniknione.
Nie na darmo przypomniał
mi się ten Lem. W końcu lejtmotywem dramatu jest mit dzikiego ptaka. który postrzelony
woli zaplątać się w przydennych roślinach i utopić się, a nie żyć w niewoli i
hańbie. Takie to…. jak z legend o dzielnych Wikingach, którzy woleli umrzeć w
boju niż żyć jako ofiara. I tu docieramy do czasów nam współczesnych, w których
słowo ofiara jest jednym z wytrychów bieżącego dyskursu. Dziś hasło ofiara jest
zarezerwowane na tych z Shoah. I wtedy brzmi wzniośle. W innych wypadkach jest
to najmniej ciekawy element procesu poznawczego, polegającego na grzebaniu w
głowie napastnika w celu odnalezienia przyczyn, usprawiedliwień jego okropnych
czynów, które przecież muszą być umotywowane jakimiś minionymi traumami. Czy
zatem spektakl o ofiarach jest tym, na co został zaprogramowany współczesny
widz? To zależy – od tego, jak się rzecz wyłoży. Wykładnie poprawnościowe pewnie
wypełniają Gazetę Teatralną, ja zatem, jak zwykle, pójdę pod prąd i przedstawię
absolutnie moją własną, choć dobrze podpartą argumentami, jak wierzę,
interpretację spektaklu.
Moim zdaniem to wciąż
aktualna sztuka, którą opowiada o współczesnych „reformatorach” rodzaju
ludzkiego. Gregers Werle ma wszystkie cechy dzisiejszych ideologów postępu. Po
pierwsze, jak wykorzystujący psychoanalizę do wmawiania innym win
niezawinionych, bohater wie lepiej, czego pragną osoby, które nazywa przyjaciółmi.
Ma monopol na opowiadanie, kim naprawdę są otaczający go ludzie. Mianuje się
znawcą ich psychik i manipuluje. W jakim celu? Być może naprawdę wierzy w „lepsze
jutro”. Być może jednak ukrytym jego motorem jest destrukcja: ojciec zrujnował
życie jego matki i tym samym jego, więc w ramach zemsty na ojcu sprawi, że
światło dzienne ujrzą jego podłe uczynki. Tyle, że przy okazji niszczy wszystko
dookoła. Komórkę rodzinną, która osiągnęła swoje equilibrium i żyje na tyle szczęśliwe,
na ile minione tragedie pozwalają, odziera z mitów i doprowadza do sytuacji
granicznej. Zamiast wyciąć tkankę zepsutą, oprócz raka pozbywa się działających
sprawnie organów. Działa jak tsunami, albo jak pestycyd, oprócz szkodników zabijający
też pszczoły i zatruwający organizmy nas wszystkich. Jego metody działania są
również zatrważająco współczesne. Język, którym operuje, to pełen performatywów
dyskurs. Jednak w miejsce dawnych („przeklinam cię”. „ogłaszam was mężem i żoną”),
stworzył swoje własne: „ty nie jesteś tym, kim myślisz”, „ty nie tego chcesz”.
Wiecznie „opowiada” świat, nadaje nowe znaczenia działaniom symbolicznym, jak
zabiciu kaczki. Jest w tym bardziej postmodernistyczny niż modernistyczny, gdyż
nie dopuszcza symboli wieloznacznych, wykorzystujących potencjał intelektu do
kognitywnego rozwoju, a w miejsce tego, jak sprawny siewca propagandy, zapobiega
niewłaściwym i niepotrzebnym pobocznym odczytaniom, nieustannie powtarzając swoje
koncepty i odwołując się do emocji. Narzuca wszystkim swoją wizję świata w
niezachwianym mniemaniu, że jest dobra i jedynie słuszna. Nie tyle dokonuje
destrukcji starego, co ponowoczesnej dekonstrukcji. Potrzeba tragedii, żeby
choć na chwilę wytrącić go z torów. To dziecko, jak w baśni o szatach cesarza, czternastoletnia
Hedvig jako jedyna odsłania iluzoryczność jego postawy, wykrzykuje światu, że „król
jest nagi”. W miejsce pustego performatywu, aktu agresji wobec niewinnego
stworzenia, proponuje ona w sytuacji granicznej działanie realne, brutalne, pozbawione
nadmiernej otoczki symbolizmu. Jej samobójstwo uświadamia nam, że grzebanie
ludziom w głowach nie prowadzi do oczyszczenia i błogości, ale budzi demony i
nie powoduje poważniejszych zmian w ludzkich naturach. Zaś świetlana przyszłość
jest nieosiągalną utopią, usprawiedliwianiem zniszczeń prowadzonych tu i teraz.
Już lepiej było się tej kaczce utopić…
Dla mnie to właśnie Hedvig
jest głównym protagonistą młodego Werlego. Przeciwstawia jego pustym bezdusznym
słowom empatię i intuicję, a jego „pociąganiu za sznurki” – realne działanie. Dwie
inne dramatis personae: Molvik teolog i Relling lekarz nie mają takiej siły
oddziaływania, choć nie można zignorować mocnych kwestii wypowiadanych przez
tego drugiego (w tej roli świetny Artur Słaboń). Obie te postaci są smutne i zagubione.
Nic dziwnego, bo funkcje, jaki powinni pełnić w społeczeństwie zostały im
odebrane przez reformatorów, głosicieli nowego świata, takich jak Gregers Werle,
kwestionujących zarówno wartości duchowe, jak i biologiczne uwarunkowania
gatunku ludzkiego. To również takie dzisiejsze…
Bardzo polecam tę sztukę.
Pozornie nic na scenie się nie dzieje, ale napięcie powstające w naszych
umysłach rośnie z minuty na minutę. Pewnie dałoby się tę adaptację trochę
skrócić. Jednak, pomimo dłużyzn, ma ona duży walor intelektualno-poznawczy, co –
mam nadzieję – wykazałam wyżej. Przypomina kino skandynawskie, Bergmana,
kryminały noir. Bardzo skandynawski jest też minimalizm inscenizacji. Dominują
skąpe szare barwy. Nawet ruch sceniczny jest ograniczony do minimum:
bohaterowie, którzy powinni opuścić scenę, zostają na niej, jak niemi, oskarżycielsko
wpatrzeni obserwatorzy, odsłaniający iluzję utopii.
http://teatrzeromskiego.pl/spektakle/dzika-kaczka
PS: Ukłony dla świetnej obsady:
http://teatrzeromskiego.pl/spektakle/dzika-kaczka
PS: Ukłony dla świetnej obsady:
GINA: Urszula Grabowska
HEDVIG: Vanessa Gazda
PANI SØRBY: Beata Wojciechowska
JENSEN: Andrzej Cempura
PETTERSEN: Janusz Głogowski
STARY EKDAL: Edward Janaszek
GREGERS WERLE: Marcin Kowalczyk
WERLE: Jacek Mąka
MOLVIK: Łukasz Pruchniewicz
RELLING: Artur Słaboń
HJALMAR EKDAL: Dawid Żłobiński
Komentarze
Prześlij komentarz