KTT "Intercepted" - recenzja
Stłumiony krzyk ciała
Premiera Kieleckiego Teatru Tańca pt.
"Intercepted / Przechwycone" była okazją do obcowania z uniwersalnym
kodem. Taniec nie wymaga słownika przy przekraczaniu granic, służy do
przekazywania treści mających szansę na zrozumienie w wielu miejscach globu.
Bywa ponadczasowy, choć omawiane przedstawienie odwołuje się przede wszystkim do
bolączek współczesnego świata.
Wieczór premiery był urozmaicony dwiema dodatkowymi propozycjami
Wojciecha Mochnieja, twórcy choreografii nowego spektaklu. I mimo że
„Intercepted” jest dobrym spektaklem, duet taneczny, który otwierał spotkanie z
widzami oraz szczególnie krótkometrażowy film, opowiadający historię
przypadkowego spotkania kobiety i mężczyzny, collage układów tanecznych i
miejsc prezentujących alternatywne rozwinięcia wydarzeń, wynikające ze wspólnego
dzielenia przestrzeni przez kilka sekund, nieco przysłoniły odbiór właściwego
przedstawienia. Wojciech Mochniej zaprezentował się w obu nie tylko jako
choreograf, ale tancerz najwyższej klasy, posiadający oprócz nadludzkiej w
mniemaniu przeciętnego zjadacza chleba kontroli nad własnym ciałem, niesamowitą
siłę ekspresji, sensualizm i umiejętność koncentrowania uwagi widza na
przekazie płynącym z ruchu jego ciała.
Wspomniane choreografie wprowadziły repertuar
zagadnień na temat kondycji ludzkiej egzystencji, który został twórczo
rozwinięty w spektaklu: samotność w tłumie, nieumiejętność podtrzymywania
dialogów, które zamieniają się albo w dwa równoległe monologi, albo prowadzą do
walki czy rozstania. Podejmowany jest temat miłości dwojga ludzi, intymności,
erotyki, jako wartości, dzięki którym zatrzymujemy się w biegu codzienności.
Jednak nie jest nam to dane, nawzajem wyszarpujemy sobie strzępki emocji,
czasem obojętniejemy. Jak już napisałam, taniec jest kodem uniwersalnym, choć
niekoniecznie jednoznacznym. Niektóre z znaków – ruchów w „Przechwyconym” były
dość łatwe do interpretacji, na przykład twarze otwarte w niemym krzyku, jak na
słynnym obrazie Muncha, (pozornie) bezładna bieganina po scenie (kapelusz z
głowy, co za kondycja!), w której, jak w wyścigu szczurów, tancerze wzajemnie i
z premedytacją sobie przeszkadzali. To było właśnie owo tytułowe przechwycenie
– złe intencje, okoliczności, które uniemożliwiają nam realizację własnych
ambicji i marzeń. Widzieliśmy obojętność masy tancerzy wobec leżących bez ruchu
ciał, sugerująca znieczulicę. Duety w choreografii były raczej krótkie i
gwałtowne, dominowały sceny zbiorowe, masa. Zunifikowane kolorystycznie
kostiumy – mundurki kojarzyły się z kolejną dystopijną wizją naszej kultury.
Byliśmy świadkami kreowania nowego Metropolis, kneblowania jednostki, pochwały
zbiorowości. Spektakl jest zatem ostrzeżeniem, próbą zmiany nawyków
społecznych.
W teatrze współczesnym akcent stawiany jednak jest na
przekazywanie emocji wyrażanych przez artystów na scenie. Teatr odżegnuje się
od znaczeń na korzyść psychodramy. I – tak jak moim zdaniem prowadzi to do
upadku teatru niegdyś zwanego dramatycznym – w przypadku teatru tańca sprawdza
się doskonale. Być może dlatego, że do przekazania emocji tancerz nie
wykorzystuje wyświechtanego języka: słów, prozodii, które teoretycznie wszyscy
opanowujemy w pierwszych latach życia, a musi skorzystać z alfabetu tańca, do
którego swoje ciało przysposabia latami. Dzięki pokorze i dyscyplinie komunikat
płynący z takiego przedstawienia charakteryzuje się dużą spójnością. I w
„Intercepted” tancerze mieli okazje do wyrażania osobistych emocji poprzez
niemy krzyk ciał. Te wymykające się łatwej analizie strzępki człowieczeństwa
stanowią atut tej propozycji kulturalnej, którą serdecznie polecam.
Recenzja oryginalnie ukazała się na łamach magazynu kulturalnego "Projektor"
Komentarze
Prześlij komentarz