Otello w Kielcach


Otello w Kielcach

Dyrektora Teatru im S. Żeromskiego, Michała Kotańskiego cenię za reżyserię. Choć do „Dziejów grzechu” miałam pewne zastrzeżenia, z którymi zgadzał się ówczesny dyrektor Piotr Szczerski, spektakl ten odegrał właściwą rolę: zachwycił inscenizacją i pobudził widzów do dyskusji. „Widnokrąg” z kolei uważam za spektakl bardzo dobry, wzór nowoczesnej adaptacji, atrakcyjnej i dla widza i dla krytyka. Jednakże działania Michała Kotańskiego jako dyrektora od początku budziły we mnie wiele wątpliwości. Do pewnych miał absolutnie prawo: do zmiany image’u stanowiska – z przyjacielskiego gospodarza na sprytnego managera. Wolałam stary model, ale cóż. Gorzej z doborem repertuaru i podmiotów współpracujących. Nie mogę zaakceptować, że główny teatr w tym mieście niebezpiecznie skręcił w stronę bełkoczących postmodernistycznych przedstawień, bez poszanowania dla miłośników teatru dramatycznego. Choć muszę przyznać, że ostatnio zaczęłam mieć nadzieję na bardziej zbalansowaną relację placówki z odbiorcami. Ale najnowsza decyzja dyrektora pozwala sądzić, że ani zadowolenie kielczan, ani dobro własnych pracowników, nie są dla niego priorytetowe.

Po dwóch miesiącach posuchy kulturalnej wywołanych ogłoszoną przez rządzących epidemią, miesiącach które zaostrzyły apetyt publiczności na spektakle, ale przede wszystkim pozbawiły artystów wielu źródeł zarobkowania, Kotański zmusza pracowników do podpisania „lojalki” – umowy zabraniającej podejmowania jakichkolwiek działań poza Teatrem im. S. Żeromskiego bez każdorazowej zgody dyrekcji. Jest to decyzja  w sposób oczywisty kuriozalna dla każdego, kto ma kontakt z ludźmi sztuki. Czy to muzyk, czy to aktor, większość, poza głównym miejscem aktywności zawodowej, udziela się w innych placówkach, organizacjach. Dlatego podstawowym narzędziem przedstawicieli artystycznych profesji jest kalendarz. Przez lata takie rozwiązanie działało gładko. Wszystko bazuje na planowaniu różnych aktywności tak, żeby nie kolidowały ze sobą, a przede wszystkim z działaniami w placówce podstawowej. I ten ostatni ustęp najwyraźniej umknął dyrektorowi przy czytaniu ustawy, na którą się powołuje, gdyż uznał on, że każdy przejaw aktywności poza teatrem jest działaniem na jego szkodę. Zapomniał on też najwyraźniej o misji placówki kulturalnej, w którą wpisana jest współpraca z innymi podmiotami z tejże dziedziny.

Nie jest tajemnicą, która konkretnie współpraca mogła stać się przyczyną decyzji. Działający od dwóch lat prywatny Teatr Tetatet okazał się być strzałem w dziesiątkę. Komedie, spektakle muzyczne, farsy, ale i też ostatni dramat o kobiecie dotkniętej chorobą, przyciągnęły na tę scenę mnóstwo widzów. I wydawałoby się, że nie ma nic w tym złego. Aktorzy występujący w Tetatet pojawiali się tam, gdy nie byli potrzebni w „Żeromskim”, odbiorca produkcji Tetatet już dawno przestał być ważnym targetem dla teatru Kotańskiego. Wszystko zapowiadało długotrwałą symbiozę…

Smuci mnie niezmiernie ten brak empatii. Mamy nadzieję, że wkrótce placówki kulturalne zostaną odblokowane. Dla ludzi spłacających niemałe pewnie kredyty jest to światełko w tunelu. Ale światełko okazało się pędzącym pociągiem dyrektorskiej bezwzględności. I nieważne, że być może szef każdorazowo poproszony zezwoli pracownikom na swobodne dysponowanie ich wolnym czasem. Niegodne jest takie „upupienie”. Nie wspominając o braku szacunku wobec potencjalnego widza, który chciałby swoich ulubieńców oglądać często i w zróżnicowanym repertuarze. O krzywdzącej dla odbiorcy monopolizacji rynku. Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie. Czy Michał Kotański jest przyjacielem teatru???

PS Bardzo bym chciała dowiedzieć się, co dalej. A konkretnie, że dyrektor Kotański odwołał swoje fatalne decyzje. Teresa i Mirosław Bielińscy to legenda Kielc. Od wielu lat związani z miastem. Rozpoznawalni i uwielbiani przez publiczność. Dorobek dyrektora na lokalnej scenie jest bez porównania mniejszy. Szczególnie, że sam reżyseruje poza teatrem Żeromskiego. Czy lokalne władze nie widzą tej hipokryzji? Staram się unikać mocnych słów, emocji. Ale inaczej nie potrafię nazwać aktualnego ataku na tę aktorską parę, innych artystów chcących udzielać się poza etatowym miejscem pracy, kielecka publiczność. Tak zwani młodzi aktorzy rozpieszczani przez dyrekcję przeminą, a lokalna legenda Bielinskich pozostanie. Nie dopuśćmy do wyboru albo, albo. Bo myślę, że taki wybór jest oczywisty dla włodarzy miasta i regionu.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wiersze Lema w tłumaczeniu

Pociąg(i) do Islandii

Sięgając po widnokrąg