Piaf w TeTaTeT

 

Nie zapomnimy, po prostu



Najnowsza propozycja Teatru TeTaTeT bywa nazywana spektaklem muzycznym, choć może być odbierana jako koncert. Niezależnie od typologii, wieczór z piosenkami Edith Piaf jest świetną propozycją – ze względów artystycznych i emocjonalnych.

Z przyczyn zewnętrznych nie napisałam recenzji tuż po premierze tego widowiska na scenie kieleckiego teatru, ale, szczególnie ponieważ za chwilkę pojawi się ono ponownie, nadrabiam zaległości, gdyż szkoda pozostawić bez echa takie miłe wydarzenie.

Małgorzata Pruchnik-Chołka, śpiewająca aktorka wcielająca się (ale czy na pewno?, o tym niżej) w postać Edith Piaf, poza przygotowaniem aktorskim dysponuje świetnym warsztatem wokalnym, ciekawą barwą i skalą, oraz umiejętnością interpretowania tekstu przy czystej intonacji zarówno w piano jak i forte. Dzięki niemu moja muzyczna podróż pod dachami Paryża była niezwykle przyjemna i wielowymiarowa. Szczególnie, że towarzyszą jej dwaj bardzo dobrzy instrumentaliści: Wojciech Front na kontrabasie i Dariusz Kot na akordeonie, którzy przede wszystkim są doskonałymi akompaniatorami, umiejącymi jak czuła membrana odebrać drgnięcia emocji wokalistki i odzwierciedlić je w prowadzeniu instrumentu. Dlatego recital prezentuje się urzekająco, a polskie tłumaczenia tekstów w połączeniu ze znanymi melodiami mogą tych bardziej sentymentalnych widzów doprowadzić do płaczu.

Trwałość mitu Piaf jest zadziwiająca, choć, niestety, chyba powoli zaczyna blednąć, patrząc na średnią wieku premierowej publiczności. A szkoda, bo i sama postać barwnej zbuntowanej romantyczki. i również jej szlagiery zasługują na utrwalenie w popkulturze. Tym bardziej wartościowe są takie wydarzenia, jak właśnie oferuje nam TeTaTeT.

Piosenki Piaf są tak zrośnięte z jej barwą głosu i francuskim, że chyba każdy na początku widowiska doznał szoku, słysząc inny wokal i język. Na całe szczęście, Małgorzata Pruchnik-Chołka nie starała się imitować głosu Francuzki. W końcu to teatr, gdzie aktor jest medium, którego praca ma w widzu wywołać właściwe skojarzenia, a nie pewien program telewizyjny wprost oferujący znajome twarze i kopie głosu gwiazd. Widzowie wkrótce dali ponieść się iluzji i entuzjastycznie zanurzyliśmy się w świat nieistniejących tawern, zaułków i dziewczyn o wątpliwej reputacji i złotym sercu.

Nie byłabym jednak sobą – upartym wyznawcą spójności, gdybym się do delikatnego braku owej spójności nie przyczepiła. Jak wynikało z komentarzy przekazywanych widzom między piosenkami, utwory są również częścią innego widowiska – przedstawienia, w którym aktorka wciela się w postać Piaf. Wyjęte z fabuły, w naszym spektaklu zostały właśnie okraszone monologiem wokalistki, rozmową z (do?) publicznością o życiu legendarnej gwiazdy, o podejściu pani Małgorzaty do Piaf i przygotowywanych utworów oraz o ich interpretacjach. Te typowo koncertowe wstawki burzyły moim zdaniem iluzję spektaklu teatralnego. I szkodziły nie tylko odbiorcom, ale samej wykonawczyni, która czasem była samą Piaf – stwarzała w widzach iluzję obcowania z Francuzką, czasem aktorką interpretującą interpretacje Piaf, a czasem wokalistką intepretującą aktorsko podawany tekst. I w tych ostatnich wypadała chyba najlepiej. Kiedy przestawała analizować swoją rolę na scenie i w pełni oddawała się tekstowi słownemu i muzycznemu, ja roniłam łzę. To są oczywiście subtelne detale, które być może pozostały niezauważone przez większość odbiorców, ponieważ, podkreślę raz jeszcze, to wydarzenie jest świetną rozrywką o charakterze artystycznym… Być może w zbudowaniu spójności pomogłaby drobna zmiana, gdyby monolog nie był bezpośrednio adresowany do widzów, a do samej Piaf, pozostawiając publiczności rolę ciekawskiego obserwatora rozwoju relacji: śpiewająca aktorka – francuska gwiazda. Ale to czepianie się, które odnotowuję z recenzenckiego obowiązku.

Podsumowując – „Edith Piaf” jest doskonałą propozycją na ostatkowy weekend. Ale nie tylko. Ilekroć ten spektakl pojawi się na afiszu, gorąco będę zachęcać do zmierzenia się na nim z własnym, osobistym mitem Piaf. Gwarantuję, że każdy ma szansę odkryć coś nowego.






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wiersze Lema w tłumaczeniu

Sięgając po widnokrąg

Pociąg(i) do Islandii